Opowiadania

[FANFICTION] Once Again

Hey! :) Dzisiaj miała być recenzja dramy, ale w weekend nie miałam dostępu do komputera i jak wróciłam, to jeszcze musiałam się uczyć i dopiero skończyłam i jestem padnięta, więc nic sensownego już dzisiaj raczej nie napiszę. Ale za tydzień będzie recenzja, na pewno, i to bardzo pozytywna recenzja, dramy, którą ostatnio wciskam wszystkim, bo totalnie się w niej zakochałam. Ale to za tydzień. Dzisiaj za to mam dla Was one-shota, fanfiction, które napisałam już jakiś czas temu i szczerze mówiąc jest jednym z moich ulubionych. Gdy je pisałam, nie myślałam o jednym idolu, ale o trzech. Trzy historie zasłyszane w wywiadach, piosenkach złączone w jedną, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jako akompaniament polecam tę piosenkę, przez którą właściwie w ogóle powstał pomysł na opowiadanie właśnie w takiej, a nie innej formie.

Nie wiedziała zbyt wiele o miłości.

Właściwie to nie wiedziała o niej prawie nic. Nie przypuszczała, że to, co ją spotkało, to mogła być miłość. Była pewna, że to tylko zauroczenie, wakacyjna przygoda, piękny sen, z którego wybudzi się w pierwszy jesienny poranek.

Spędzili razem kilka chwil, miesiące, które trwały zbyt krótko, jak przytulne zimowe dni lub gorące letnie noce. Czasem myślała, że to tylko złudzenie, szczęście, które czuła, gdy z nim była. Czasami wierzyła, że ta magia jest prawdziwa, że istnieje moc, która tylko dla nich mogła zatrzymać czas.

Niby cały czas wiedziała dokładnie, kiedy sen się skończy. W kalendarzu zapisany miała dzień, w którym miał ją opuścić, wrócić do swoich obowiązków, do świata, do którego należał. Do świata muzyki. Do świata, w którym tysiące fanek każdego dnia krzyczało jego imię. Do świata, w którym jego pasja była jego pracą. Do świata, w którym nie było czasu na sen. Do świata, w którym życie było czasem męczące, jednak tylko tam mógł być naprawdę szczęśliwy. Bardziej niż kiedykolwiek mógł być z nią.

Nigdy nic jej nie obiecał.

Ich rozstanie było krótkie. Jedno słowo. Szybki pocałunek. Do dziś pamiętała smak jego ust tamtego dnia.

Pamiętała samolot lecący w stronę wschodzącego słońca. A może to był zachód? Nie była pewna, szczegóły rozmywały się w jej pamięci. Pamiętała tylko, że niebo było czerwone, że pomyślała o tym, jak pięknie wyglądałoby to na zdjęciu. Nie wyciągnęła jednak aparatu, po prostu patrzyła. Patrzyła, jak wielki samolot staje się maleńką plamką na niebie, a po chwili całkiem znika jej z oczu.

Gdy zniknął z jej życia, jej własny świat się nie zawalił.

Tak jak przed poznaniem go, normalnie chodziła na uczelnię. Normalnie spotykała się ze znajomymi. Chodziła do klubów. I na koncerty. Na długie spacery. Czasem nawet na randki. Wszystko było tak jak wcześniej, nie myślała o nim prawie nigdy. Prawie.

Tylko czasem, gdy nachodził ją jakiś dziwny sentyment, odnajdywała na playliście jego piosenki. Wsłuchiwała się w jego głos, którego nie mogła usłyszeć naprawdę. Nie słuchała słów, bo i tak ich nie rozumiała. Tylko jednej piosenki, tej, która ponoć była dla niej, którą wysłał jej niedługo po rozstaniu, tylko jej tłumaczenie znała. Słuchając, recytowała sobie je w myślach, po raz tysięczny zastanawiając się nad tym, w jakim stopniu te słowa były prawdą. Choćby wtedy.

Muzyką starała się zagłuszyć tęsknotę. Zapełnić jakąś lukę w swoim sercu, której istnieniu starała się zaprzeczyć. Przed samą sobą i przed wszystkimi innymi.

Aż do czasu, gdy któregoś dnia przeczytała w internecie krótką notkę, informację o trasie koncertowej. Na plakacie nazwa miasta. Jej miasta. Nagła nadzieja wypełniająca jej serce.

Czy to znaczy, że może zobaczyć go znowu? Choć jeszcze jeden raz…

***

Śpiewał piosenki o miłości.

Piosenki, których nigdy do końca nie rozumiał. Uważał, że są naciągane, nie rozumiał, na czym miałoby polegać to niby tak wspaniałe uczucie. Mimo że dość często używał słowa „kocham”, nie do końca je rozumiał. Kochał swoją rodzinę, swoich przyjaciół, to na pewno, to uczucie było szczerze. Kochał też swoich fanów, mówił im, że ich kocha i był przekonany, że te słowa nie są kłamstwem. A jednak miał świadomość, że to uczucie jest inne niż to, o którym były teksty piosenek, których znał tak wiele.

W jego życiu było kilka kobiet.

Będąc idolem, nie musiał się martwić tym, że żadna go nie zechce. Wiele dałoby wszystko, by spędzić z nim kilka chwil. Zwykle nie bawiły go jednak związki na jedną noc. Jeśli już z kimś był, wybierał dziewczynę, z którą dobrze mu się rozmawiało, z którą mógłby spędzać przyjemnie nie tylko noce, ale i dnie. Nigdy nie obiecywał im wieczności, jednak zawsze miał na nią nadzieję. Mimo to jego związki zawsze kończyły się po paru miesiącach, widocznie nie zasługiwał na więcej.

Ona nie była wyjątkiem.

To były dla niego wakacje. Kilka miesięcy, w których tylko kilka najbliższych osób wiedziało, gdzie można go znaleźć. Potrzebował ucieczki od całego swojego życia, kilku chwil, by uporządkować swoje myśli. Po prostu.

Na nią wpadł przypadkiem. Od słowa do słowa nawiązała się między nimi jakaś dziwna więź. Była piękna. Ale to nie to było najważniejsze. Jej uśmiech był jak słońce. Rozświetlał mu niezbyt wesołe wtedy dni. Dużo rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Nie zadawała pytań o to, o czym nie chciał rozmawiać, a on w zamian opowiadał jej o wszystkich dobrych rzeczach, o jakich tylko mógł opowiedzieć. Oglądali razem zachody i wschody słońca. Kochał widok pomarańczowych promieni odbijających się w jej błękitnych oczach.

Nie mówił jej o tym, jednak miał wrażenie, że doskonale rozumiała przez co przechodził. To ona pomogła mu odnaleźć w sobie siłę. Była jego inspiracją. Naprawdę wiele jej zawdzięczał.

Gdy wyjeżdżał, nie poprosiła, by został. Nie spytała też, czy może polecieć z nim.

Zostawiła mu kilka wspomnień. I siłę, by zmierzyć się z tym wszystkim, od czego nie mógł uciekać już dłużej.

Po powrocie napisał dla niej piosenkę. To było jego podziękowanie za wszystko, co dla niego zrobiła.

Po tym jego życie znów nabrało prędkości. Dni spędzone w studio czy na planie filmowym zlewały się w jedno, nie miał czasu na sen, bezustannie zajęty dążeniem na szczyt. Nie miał czasu, by o niej myśleć. Nie miał czasu, by za nią tęsknić. Tylko czasem, gdy szukając czegoś, trafił na ich wspólne zdjęcie lub gdy jakaś fanka spytała o piosenkę, którą napisał z myślą o niej, wtedy na chwilę wspomnienia wracały, zepchnięta na dalszy plan tęsknota uderzała w niego z pełną mocą. Zawsze wtedy powtarzał sobie, że to nie za nią tęskni, że tęskni za tymi beztroskimi dniami, kiedy nikt niczego od niego nie oczekiwał, za pełnymi śmiechu wakacjami. Po prostu.

To nie był jego pomysł, by tamto miasto znalazło się na trasie koncertowej. Właściwie nie był pewien, kto podjął taką decyzję. Zresztą czy to ważne? Nie wiedział nawet, czy dalej tam mieszkała. A nawet jeśli tak, i tak nie będzie mógł się z nią spotkać. Pewnie ma już kogoś innego. W końcu minęło już kilka lat.

Nie był pewien, dlaczego w ogóle o tym myślał.

Nie był pewien, dlaczego w ogóle chciałby ją spotkać. Choć jeszcze ten jeden raz…

***

Była na koncercie.

Nie stała w pierwszym rzędzie, nie stać jej było na najdroższy bilet, a nie chciała wpędzać się w wielkie długi. Była za daleko. Ich oczy nie spotkały się nawet na chwilę. Nawet przelotnie nie zerknął w jej stronę. Mimo to nie sądziła, że stoi w złym miejscu. Być może on jej nie widział, jednak ona widziała go doskonale.

Cieszyła się widząc, że się uśmiecha. Że jest szczęśliwy.

To jej musiało wystarczyć.

***

Na koncercie jak zwykle światła raziły go po oczach.

Patrząc na fanów widział tylko falujący tłum, nie widział twarzy. Być może tylko kilka osób z pierwszego rzędu, nic więcej. Nawet jeśli tutaj była, nie widział jej. Nawet jeśli starał się dostrzec jak najwięcej twarzy, nie mógł zobaczyć wszystkich.

Zwykle kochał być w tym miejscu, kochał stać na scenie, kochał to uczucie spływającej na niego zewsząd miłości fanów.

Tym razem jednak coś było inaczej.

Gdy mówił „kocham” nie zawsze miał na myśli wszystkich obecnych na koncercie.

Przy niektórych piosenkach miał na myśli tylko ją.

***

Rzeka wyglądała tak samo jak kilka lat wcześniej.

Niektóre miejsca się nie zmieniają.

Wtedy byli tu razem.

Teraz też tu byli. Oboje. Ale jednak osobno.

Ona przyszła tam pierwsza. Wpatrywała się w taflę wody, zatopiona we wspomnieniach, które tego wieczoru atakowały ją ze zdwojoną siłą. Teraz, gdy go zobaczyła, jeszcze boleśniej zrozumiała, że to za mało, że cały czas pragnie czegoś więcej.

Nie zauważyła, gdy przyszedł, jednak on zauważył ją od razu. Przez dłuższą chwilę obserwował jej sylwetkę, zwalczając w sobie potrzebę, by podejść do niej i tak po prostu ją pocałować. Był na tyle blisko, by dostrzec spływającą po jej twarzy łzę, w której odbijało się światło ulicznych latarń. Odwrócił wzrok, gdy otarła twarz dłonią. Sekundę przed tym, jak na niego spojrzała.

W głowach obojga pojawiło się znów tysiąc pytań. Tysiąc uczuć. Nadzieja. Niepewność. Czy mieli jeszcze szansę? Czy tamto to naprawdę była miłość? Czy może powinni dalej żyć bez siebie?

Podejść bliżej czy odejść, udając, że nigdy nie dostrzegło się tej drugiej osoby? Dylemat.

Kilka postawionych niepewnie kroków.

Lecz czy w odpowiednią stronę?

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: