Osobiste

[RANDOM] Który język trudniejszy: chiński, japoński czy koreański?

Cześć wszystkim! Temat na dzisiejszą notkę przyszedł mi do głowy, ponieważ ostatnio bardzo często zdarza mi się rozmawiać z ludźmi na temat języków azjatyckich. Zarówno z osobami, które kompletnie nie wiedzą, z czym to się je i każde „krzaczki” to dla nich kosmos, jak i z osobami, które uczą się jednego ze wspomnianych w tytule notki języków czy z osobami, które kojarzą je z muzyki czy dram, ale nigdy nie próbowały się żadnego z nich uczyć. Jedne z najczęstszych pytań, jakie wtedy padają, to który z nich jest najprostszy, który najtrudniejszy, że słyszeli, że te znaki to cośtam, a wymowa to cośtam… Więc stwierdziłam, że napiszę notkę, w której postaram się odpowiedzieć na te i inne pytania dotyczące właśnie nauki języków azjatyckich. Z góry mówię, że wszystko, co piszę o języku chińskim oraz japońskim, to rzeczy, które znam z własnego doświadczenia, uczyłam się tego i raczej wiem, o czym mówię. Jeśli zaś chodzi o język koreański, to nieraz dyskutowałam na ten temat z osobami, które się go uczą i większość mojej wiedzy opiera się głównie na tym, co usłyszałam od nich, jeśli coś pomyliłam, źle zapamiętałam, przeinaczyłam, proszę, poprawcie mnie, bo nie chcę nikogo wprowadzać w błąd, z góry dziękuję :)

No więc… zacznę może trochę od końca czyli od odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytanie, mianowicie:

KTÓRY JĘZYK JEST NAJŁATWIEJSZY?

Odpowiedź jest bardzo prosta: ten, który najbardziej Ci się podoba!

BA DUM! Moja odpowiedź może brzmieć dla Was absurdalnie, ale taka jest prawda. Dla mnie koreański jest najtrudniejszy z tego prostego powodu, że ten język mi się nie podoba. Znajome mogą mi po sto tysięcy razy tłumaczyć jedną najprostszą rzecz, a ja tego nie zrozumiem, bo gdzieś w głowie, podświadomie, zakodowane mam, że ja wcale nie chcę rozumieć, bo to głupi język i ja nie chcę go znać (bez urazy dla wszystkich, którzy go kochają, język wcale nie jest głupi, to po prostu kwestia gustu). Uwielbiam za to chiński i jeszcze zanim zaczęłam się go uczyć, potrafiłam sobie włączyć chińskie radio i słuchać nawet durnych wiadomości, z których nic nie rozumiałam, tylko po to, żeby móc sobie posłuchać języka. I myślę, że właśnie dzięki temu gdy w końcu zabrałam się za naukę, od samego początku przychodziła mi ona bardzo szybko, łatwo i instynktownie, i pierwszy raz w życiu potrafiłam siedzieć nad książkami całymi dniami nie dlatego, że musiałam, ale dlatego że po prostu chciałam. Dlatego jeśli myślicie o nauce jakiegoś języka azjatyckiego, polecam zacząć od tego, który najbardziej Wam się podoba, daję Wam 90% gwarancji, że właśnie ten okaże się dla Was tym najłatwiejszym.

ALE!

Może być też tak, że nie macie swojego ulubionego języka, że chcecie się jakiegoś nauczyć nie dlatego, że go kochacie, ale na przykład dlatego, że język orientalny ładnie wygląda w CV i kiedyś może Wam się przydać w pracy, albo po prostu musicie sobie wybrać dodatkowy język na studiach i myślicie, że chiński wygląda fajnie, ale nie wiecie, czy dacie radę, bo przecież słyszeliście, że jest mega trudny. Albo na przykład uczycie się japońskiego i zastanawiacie się, czy jak zaczniecie się uczyć chińskiego czy koreańskiego, to będzie Wam się to mieszać czy może wręcz przeciwnie, ułatwi Wam to naukę. Myślę, że głównie z myślą o takich osobach będzie pisana dalsza część tej notki.


Zacznijmy od tego, że każdy uczy się trochę inaczej. Niektórym łatwiej wchodzi do głowy gramatyka, inni łatwo zapamiętują słówka, ktoś kocha kaligrafię i pisanie znaków, to dla niego prawdziwa frajda, inni natomiast zdecydowanie wolą mówić niż pisać. Każdy jest trochę inny i dlatego teraz omówię każdy z tych trzech języków pod kilkoma głównymi kątami: 1) PISMO 2) WYMOWA 3) GRAMATYKA. I później już tylko od Was zależy, który z nich najbardziej przypadnie Wam do gustu. Od razu mówię też, że będę pisała raczej o rzeczach, które dla mnie są trudne albo łatwe, a mogę nie wspomnieć o tym, nad czym Wy się zastanawialiście. W takich przypadkach nie bójcie się pytać, jeśli tylko będę umiała, na pewno odpowiem. Bo ta notka z założenia, ma być raczej krótka, zobaczymy, jak bardzo mi to wyjdzie…

PISMO

CHIŃSKI: pewnie każdy z nas nieraz słyszał o chińskich krzaczkach, które większość ludzi przerażają. Bo faktycznie, na pierwszy rzut oka wygląda to trochę strasznie, ale jeśli przyjrzeć się temu bliżej, wcale takie straszne nie jest. Znaki chińskie mogą być tradycyjne lub uproszczone, obcokrajowcy uczący się chińskiego używają raczej znaków uproszczonych, które jak sama nazwa wskazuje, są dużo łatwiejsze do napisania niż te tradycyjne. Gdy próbujemy zapamiętywać znaki jako całość, może być to trudne, ale gdy już zrozumiemy, że każdy znak składa się z kilku elementów, z których każdy również coś znaczy, wtedy od razu nabiera to większego sensu. Np. jeden ze znaków w słowie „akademik” czy „hostel” składa się z trzech części. Pierwsza z nich to „dach”, pod którym znajdują się znaki oznaczające „sto” oraz „człowiek”. Całość można więc rozumieć jako „stu ludzi pod dachem”. Logiczne? Moim zdaniem bardzo. Dużym ułatwieniem jest też to, iż każdy znak ma swój „klucz”, który od razu mówi nam, co może oznaczać dany znak, nawet jeśli go nie znamy. Np. znaki z kluczem „trawa” oznaczają, że jest to roślina, klucz „serce” mówi nam, że mamy do czynienia z jakimś uczuciem czy emocją, klucz „dzień” sugeruje, iż chodzi o coś związanego z określaniem czasu. Dodatkowo każdy znak ma tylko jedno czytanie, więc jak nauczysz się go raz w jakimś słowie, to już w każdym innym słowie również będziesz umieć go przeczytać.

JAPOŃSKI: japoński w piśmie jest o tyle trudny, iż ma nie jeden alfabet, a trzy! Pierwszy to znaki kanji, które są zapożyczeniem tradycyjnych znaków chińskich (wszystko to, co pisałam przy chińskim, o kluczach i o tym, że znaki składają się z logicznych części, ma odniesienie również do kanji) i w większości oznaczają dokładnie to samo, co ich chińskie odpowiedniki, niestety czyta się je już zupełnie inaczej i czasem jeden znak może mieć kilka czytań, w zależności od tego jaki inny znak stoi koło niego. I to już w ogóle nie jest fajne. Oprócz kanji mamy jeszcze dwa rodzimie japońskie alfabety kana: hiraganę oraz katakanę. Oba są alfabetami sylabicznymi, co znaczy, że jeden znak oznacza jedną sylabę, więc w przypadku gdy nie znamy jeszcze kanji, właściwie wszystko możemy napisać, używając jedynie tych alfabetów. Różnica między nimi polega na tym, że hiragany używa się do zapisywania japońskich słów, natomiast katakanę wykorzystujemy do zapisywania słów zapożyczonych z angielskiego lub z innych europejskich języków. Każdy z alfabetów kana składa się dokładnie z 48 znaków, więc nauczenie się ich nie wydaje się jakimś wielkim wyzwaniem i o ile hiraganę bez problemu opanowuje prawie każdy, kto zaczyna się uczyć japońskiego, tak z katakaną ma problem wiele osób nawet na dalszych etapach nauki, głównie z powodu tego, iż najrzadziej się jej używa (osobiście do tej pory nie umiem katakany, bo za każdym razem jak się nauczę, to zaraz zapominam, bo za mało go używam)

KOREAŃSKI: z tego, co słyszałam, pod względem pisma koreański jest zdecydowanie najprostszy. Hangul, czyli koreański alfabet, ma tylko 24 znaki i jak dzisiaj stwierdziła moja koleżanka, w godzinę spokojnie idzie się go nauczyć. A po miesiącu codziennego ćwiczenia to już powinniście umieć czytać i pisać bez zastanawiania się nad każdym znakiem.

WYMOWA

CHIŃSKI: chyba najgorszą częścią, jeśli chodzi o chiński, jest właśnie wymowa. Chiński jest językiem tonalnym i jedna sylaba wypowiedziana innym tonem może oznaczać zupełnie coś innego (np. „mai” na trzecim tonie oznacza „kupić”, a na czwartym „sprzedać”, i weź teraz wytłumacz czy idziesz na kiermasz staroci sprzedać czy kupić trochę rzeczy), co dla obcokrajowców jest naprawdę trudne zarówno do usłyszenia, jak i do powiedzenia, naprawdę ciężko jest się tego nauczyć samemu. Chiński, że tak powiem, podstawowy, czyli mandaryński, ma cztery tony i już to jest trudne, a niektóre dialekty mają ich nawet szesnaście i, cytując kolegę z roku, „pojęcia nie mam, gdzie tam jest miejsce na jakiekolwiek emocje”. Cóż, gdzieś chyba jest. Łatwiejszą częścią dla nas, Polaków, jest wymowa chińskich głosek, które w większości są podobne do naszych polskich takich jak „sz”, „cz”, „ź”, „ś”, „ć” itp. Więc przynajmniej ta jedna rzecz, która sprawia duży problem osobom anglojęzycznym, dla nas jest bardzo instynktowna (zresztą z tego samego powodu Chińczykom łatwiej jest mówić po polsku niż po angielsku, potwierdzone info)

JAPOŃSKI: chociaż w piśmie dla mnie japoński jest najtrudniejszy, to wymową zdecydowanie to nadrabia. Słowa składają się z łatwych do wypowiedzenia sylab, więc przeczytanie czegokolwiek, co zapisane jest w hiraganie czy katakanie, jest raczej proste. A jak mamy tekst zapisany w romaji (transkrypcja w naszym alfabecie), to już w ogóle z biegu możemy zaśpiewać ulubioną japońską piosenkę. Musimy tylko pamiętać, że „j” to „dź”, a „sh” to coś pomiędzy „sz” a „ś” i reszta to już leci tak samo jak po polsku, więc nie trzeba się nad tym nawet zastanawiać.

KOREAŃSKI: koreański również wydaje się w wymowie dość prosty, chociaż ma pewne niuanse, o których trzeba pamiętać, typu, że jeśli ta literka jest przed tamtą literką, to czyta się ją tak, ale jeśli jest przed inną literką, to czyta się to już inaczej. Koleżanka próbowała mi to dzisiaj tłumaczyć, ale nie zrozumiałam z tego praktycznie nic i jak ktoś się nie uczy tego języka, to nie zrozumie i tak, więc nawet nie będę próbować powtarzać, ktoś może mi w komentarzu napisać, o co chodzi, to przekopiuję. W każdym razie te niuanse to jest raczej kwestia zapamiętania, jak co się czyta, za to samo wymawianie poszczególnych słów nie jest raczej problematyczne, przynajmniej wszystkie osoby, z którymi na ten temat rozmawiałam twierdziły, że jeśli chodzi o wymowę, to koreański polecają. I ja im wierzę.

GRAMATYKA

CHIŃSKI: chińska gramatyka jest bardzo bardzo logiczna. Słowa się nie odmieniają i wszystko opiera się jedynie na ich kolejności w zdaniu. Nasza lektorka powiedziała nam, że układanie zdań po chińsku jest jak układanie klocków, w zależności od tego, jaki efekt chcesz osiągnąć, układasz je w innej kolejności, w żaden sposób nie zmieniając formy słów. Jeśli chcecie poczytać więcej, to ->tutaj<- jest bardzo „krótki” wstęp do gramatyki chińskiej, jaki napisałam jakiś czas temu. Myślę, że i tak nie wytłumaczę tego lepiej niż tam. Słyszałam też kiedyś, że chiński jest trochę jak matematyka, tylko że zamiast liczb podstawiasz pod schemat słowa i w ten sposób otrzymujesz rozwiązanie, którego szukałeś. Może właśnie dlatego ten język tak mi podchodzi, bo jednak jestem bardziej umysłem ścisłym niż humanistycznym.

JAPOŃSKI: japońska gramatyka opiera się w dużej mierze na odmianie czasowników. To końcówka dodana do czasownika mówi nam, czy zdanie jest w czasie przeszłym czy niekoniecznie, czy jest to przeczenie czy oznajmienie czy może tryb warunkowy. Jest to w sumie trochę podobne do polskiego, u nas też jest tysiąc różnych odmian czasownika. Drugą rzeczą ważną, a problematyczną są partykuły czyli takie krótkie słowa stawiane zwykle za jakimś słowem i określające jego funkcję w zdaniu. Zazwyczaj polega to trochę na tym samym, co polska odmiana przez przypadki, przynajmniej w moim odczuciu. Ogólnie to niektóre japońskie formy gramatyczne są dość proste i intuicyjne, ale niektórych dalej nie mogę do końca załapać, nawet jeśli spotykałam się z nimi już wielokrotnie i naprawdę już powinnam je zrozumieć. I niby rozumiem… ale jednak nie do końca :’’) A, i jeszcze jedna rzecz, której osobiście w japońskim nienawidzę, to formy honoryfikatywne, czyli jak powiedzieć coś grzecznie, grzeczniej, najgrzeczniej, a jak jeszcze grzeczniej niż najgrzeczniej. Moja nauczycielka wypisywała nam kiedyś wszystkie formy jednego czasownika, od tej najmniej grzecznej do najbardziej grzecznej i było ich chyba z dziesięć (?… nie pamiętam, w każdym razie dużo) i to jest moim zdaniem najgłupsza rzecz, jaką Japończycy mogli wymyślić. Ja rozumiem, że niektórym trzeba okazać więcej szacunku, no ale bez przesady….

KOREAŃSKI: z tego, co się dowiadywałam, to koreańska gramatyka pod wieloma względami jest podobna do japońskiej. Czasem słyszałam, jak moja koleżanka tłumaczy innej jakąś formę gramatyczną z koreańskiego i miałam takie „oo, ja wiem, o co chodzi, w japońskim jest to samo”. Nie jestem pewna, jak bardzo się to pokrywa, ale część rzeczy na pewno jest wspólna, co może ułatwiać życie osobom, które uczą się tych dwóch języków jednocześnie. W koreańskim również jest odmiana czasowników, również są partykuły i również są klasyfikatory, o których chyba nie wspominałam wcześniej, ale we wszystkich trzech językach są i we wszystkich są tak samo upierdliwe.


Podsumowując:

Jeśli ktoś by mnie pytał, pod względem pisma najłatwiejszy jest koreański, pod względem wymowy japoński, a gramatykę polecam chińską. Także nie ma chyba jednej odpowiedzi na to, który język jest łatwiejszy, zależy od Waszego stylu nauki, co Wam przychodzi łatwo, a co gorzej. Osobie, która ma dobry słuch muzyczny, z pewnością łatwiej przyjdzie ogarnięcie wymowy chińskiej z jej wszystkimi tonami, niż osobie, której słoń nadepnął na ucho. Albo jeśli z matmy jesteście totalnie beznadziejni i myślenie logiczne to nie jest Wasza mocna strona, to może gramatyka chińska nie jest dla Was i nawet jeśli ja mówię, że jest najprostsza, to jednak odmiana przez przypadki bardziej Was przekonuje i japoński czy koreański to będzie Wasza bajka. Albo znam osoby, dla których zapamiętanie kilkunastu znaków hanzi/kanji na dzień, to nie jest żaden problem, a są takie osoby jak ja, które nawet jak uczyły się jednego znaku tydzień to i tak czasem muszą podejrzeć na teście do koleżanki, bo zapomniały, czy ta kreseczka kończyła się haczykiem czy niekoniecznie (tak, to jest ważne, nienawidzę tego). Także wszystko zależy od osoby i prawdopodobnie moja notka nie była ani trochę przydatna, ale jednak czułam potrzebę, by taką napisać, więc napisałam. Wiem, że jest bardzo chaotyczna, ale to jeden z tych tematów, przy których bardzo mieszam się w zeznaniach, niestety. Jeszcze raz ponawiam prośbę do koreanistów (a także do japonistów, bo mam przerwę od tego języka i mogło mi się coś pomieszać), żeby poprawili mnie, jeśli powiedziałam coś źle lub napisali swoje własne uwagi, które mogłyby być przydatne, a ja wkleję je do notki, z dopiskiem, od kogo one pochodzą.

A, na koniec jeszcze odpowiem na drugie pytanie, które przytoczyłam we wstępie, mianowicie, który język jest najtrudniejszy? Odpowiedź to: język polski! Jeśli jesteście w stanie porozumiewać się poprawną polszczyzną, to żaden inny język nie będzie Wam straszny, obiecuję. I nigdy, przenigdy nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej!!

Pozdrawiam serdecznie! :D

3 komentarze

  • mira

    Jako osoba, która uczyła się wszystkich 3 tych języków (a jeden z nich nawet studiowała) to powiem, że się z Tobą zgadzam w większości:
    Pod względem pisma dla mnie najtrudniejszy był CHIŃSKI. Dlatego, że tam dosłownie musiałam się uczyć każdego znaku. Z japońskim było dla mnie trochę łatwiej, bo hiragana i katakana dość szybko mi weszły więc musiałam się skupić jedynie na kanji. A koreański jest mega prosty. To dosłownie litery, które po prostu inaczej się zapisuje. Tak więc pod względem pisma: chiński najtrudniejszy dla mnie, a koreański najłatwiejszy.
    Pod względem wymowy: chiński jest zdecydowanie najtrudniejszy z powodu tonów. Z tym miałam najtrudniej. Słówka same w sobie kojarzyłam z muzyki, filmów i dram, ale tony…. eh….
    Z koreańskim też trzeba z tym uważać czasem. Nie ma tego tak wiele jak w chińskim, ale w koreańskim np są 2 rodzaje litery: „o”. Tak więc trzeba być uważnym by czasem nie pomylić kawy z krwią z nosa ;)
    Najłatwiejszy dla mnie pod tym względem jest japoński. Jest melodyjny i dzięki samogłoskom jest ta wymowa łatwiejsza.
    A pod względem gramatycznym najłatwiejszy był dla mnie chiński. Czasem się zastanawiałam, czy oni mają gramatykę….. żartuję :P Po prostu ze wszystkich języków jakich się uczyłam do tej pory (francuski, angielski, koreanki, japoński, łacina, rosyjski i niemiecki – tak, uwielbiam uczyć się języków obcych) chiński pod tym względem był dla mnie najłatwiejszy więc nie czułam jej tak bardzo. Co do koreańskiego i japońskiego to gramatyka jest bardzo podobna do siebie więc dla mnie są na tym samym poziomie trudności.

    I tak, zdecydowanie najtrudniejszy jest polski ;)

  • chesteromaniak

    Dzięki wielkie za wyjaśnienie różnicy, która i tak mnie przeraża.
    Pomiędzy japońskim a chińskim wybrałem [jakiś czas temu] japoński, bo wydawał mi się bardziej „nowoczesny”. Koreański to swoją drogą, chyba ze względu na sporą ilość osób w mieście [Wrocław], i fascynacją kuchnią azjatycką.

    Na chwilę obecną japoński czeka na branie, gdzieś w kolejce z wietnamskim, rosyjskim i francuskim, a koreański raczkuje jak niemowlak za niderlandzkim goniąc popularny angielski. Ale może gdy znajdę odpowiednią pomoc, i ktoś mi to w końcu wytłumaczy od zera do milionera, to będzie to może prostsze.

    btw: Bardziej ze mnie matematyk niż polonista, jednakże jak to się mówi: zakuć-zdać-zapomnieć, więc gdy się języka nie używa, to się zapomina…

  • Igarashi

    Uczę się Koreańskiego, ponieważ od małego mnie interesował, a kiedy zacząłem słuchać k-popu to się w nim zakochałem. Dla mnie koreański jest najłatwiejszy pod każdym względem ale każdemu mówię, że najtrudniejszy jest ten którego on najbardziej nie lubi. Myślę też, że chiński jest trochę trudniejszy od koreańskiego, a japoński uważam za zło ;) Uczę się tych trzech języków i z doświadczenia polecam ogarniać chociaż podstawę angielskiego bo to zawsze ułatwi sprawę

    Dziękuję za taki super artykuł <3

Leave a Reply to mira Cancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: